Możę nie poruszałbym kwestii dostępności, zwłaszcza w odniesieniu do wielokrotnie odznaczanej w tej kwestii stolicy, ale, no co poradzę, zawsze jest jakieś ale. Mam to ogromne szczęście, że rehabilitowano mnie w znacznie lepszych dla nas niewidomych czasach. Wprawdzie nie było nawigacji satelitarnej, którą posługuję się od lat czternastu, ale trafiłem na wspaniałe dziewczyny studiujące na ówczesnym WSPS’ie i one zadbały, z dużym jak się okazało powodzeniem o moją orientację w bliższej i dalszej przestrzeni. Może kogoś z czytających zdziwi ten nieco archaiczny wstęp, a niech tam. Poruszam się sam, albo z moją niewidomą partnerką. Fakt, że ludzie są inni, na pewno tak, Fakt, że i ruch samochodowy jest nieporównywalnie większy, prawda. Wszystko to jestnawet fajne i do zaakceptowania, ale niech ktoś spróbuje mi wytłumaczyć. Jak to się stało, e cofnęliśmy się do początku poprzedniego stulecia i na ulicah wielu miast pojawiły się hulajnogi. Nie wiem, kto i jakim prawem, dopuścił je do ruchu, gdy jak się okazało, nie posiadały one określonego statusu. I jeździły owe hulajnogi z prędkością ok. 30 kilometrów na godzinę po chodnikach. I były wypadki. Nasz skąd innąd genialny Ratusz nie interweniował, gdy mandat wlepiono osobie pokrzywdzonej w wypadku, ale o tym wszyscy już wiemy. Dla nas te pojazdy – przepraszam "transport osobisty" to istna zmora. Dosłownie porzucane są bowiem owe hulajnogi byle jak i byle gdzie. To dokładnie tak jak w śpiewanej przez nas na obozach piosence. Konsekwencje nie były jednak już takie radosne. Znam niewidomą osobę, której hulajnoga spadła na nnogę. Noga nie została złamana, ale skaleczenie dość długo się goiło. Teraz dopiero próbuje się coś z tym fantem zrobić. Nawet firmy wynajmujące elektryczne hulajnogi zaczęły nieśmiało pytać niewidomych, "gdzie najlepiej parkować hulajnogi", żeby nam jak najmniej przeszkadzały. Oczywiście towarzyszył temu idiotyczny nic w efekcie nie dający pijar i inne zabiegi promocyjno-marketingowe. Na efekty poczekamy i mam nadzieję, że to nie tylko ja, wszyscy ocenimy, a może docenimy hi, hi, hi. Na razie sprawa przycichła, zeszła z pierwszego planu zainteresowania. A tak zupełnie serio, to może nie tylko o te hulajnogi, czy słupki chodzi, ale bardziej oto, żeby osoby decyzyjne okazały się wreszcie kompetentne, gdy już życie zmusza ich do podejmowania ważnych decyzji.
Kiedyś pisałem o koniecznym powrocie do mówienia o: niewidomych, głuchych, osobach poruszających się na wózkach itd., itd. Bo każda z wymienionych i niewymienionychgrup z najróżniejszymi trudnościami, ma swoje autonomiczne, zupełnie inne potrzeby i może wreszcie, ktoś to dostrzeże i zajmie się tym należycie. Bo nie wygląda to dobrze. A my niewidomi, to chyba uważani jesteśmy na równi z osobami intelektualnie niesprawnymi. Przykre to, bo mieliśmy wspaniałą organizację, z której niewątpliwie byliśmy, podkreślam byliśmy bardzo dumni. Teraz, gdy z moją partnerką idziemy coś załatwić, najpierw Pani urzędniczce musimyudowodnić, że nie jesteśmy gorylami. Jak już Pani pojmie kim są Ci niewidomi i że jakoś można się z nimi dogadać, okazuje się, że i sprawę niemal od ręki można załatwić.
To na dziś tyle, ale ciąg dalszy na pewno nastąpi. Będę wdzięczny za komentarze, ale rozsądne, nie ziejące nienawisścią.
Pozdrawiam wszystkich poświątecznie, ciepło i serdecznie – Sławek